eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plMotoTesty aut › Mercedes Benz E220d 9G-Tronic – Deus ex machina

Mercedes Benz E220d 9G-Tronic – Deus ex machina

2016-12-07 00:40

Mercedes Benz E220d 9G-Tronic – Deus ex machina

Mercedes Benz E220d 9G-Tronic © fot. mat. prasowe

PRZEJDŹ DO GALERII ZDJĘĆ (11)

Nowa E-klasa ma przed sobą nie lada trudne zadanie – przekonać młodszych niż dotychczas klientów do tego, że Mercedes nadal pozostaje marką jednoznacznie kojarzącą się z prestiżem, komfortem i niezawodnością. Jednak czy tak niepozornie wyglądające auto ma szanse przełamać niezbyt dobrą passę trzech ostatnich modeli i pokonać konkurencję?

Przeczytaj także: Mercedes Benz Sprinter 316 CDI - dostawczakiem w XXI wiek

Lubię wyjeżdżać w delegacje, i mimo że w mojej firmie, która ma główną siedzibę w Rybniku (pracuję w warszawskim oddziale) wszyscy chwalą sobie szybkie połączenia kolejowe między stolicą a Katowicami (dalej jeszcze bus, trochę z buta i jesteśmy na miejscu), ja zdecydowanie wolę jeździć samochodem. I wcale nie chodzi o to, że mogę przejechać się absolutnie nowym, zatankowanym pod korek autem, a potem opisać wrażenia (to znaczy o to też). Głównie wybieram ten środek transportu, bo mnie to uspokaja, pozwala przemyśleć pewne sprawy, nastroić się do zbliżających się wyzwań. Tym razem o mój nastrój już w momencie wypożyczenia auta byłem spokojny. Nowy Mercedes dla kadry menadżerskiej to wymarzone auto w delegację.

Prowadziłem każdą wersję luksusowego średniaka spod znaku gwiazdy. Tak, nawet poczciwego „Stroke-8” W114. Przez 6 lat w moim garażu stała Beczka W123 i potwierdzam, że bajeczny komfort szedł tam z zupełnie nieznaną w dzisiejszych czasach niezawodnością. Nie przypominam sobie żadnej awarii. Przez ten czas chyba tylko raz wymieniłem hamulce, bo były już lekko zapieczone. I tyle. Nawet zdarzało mi się zapomnieć o terminowej wymianie oleju, a ten samochód jeździł i jeździł. Następca, popularny Baleron, czyli W124 to również auto nie do zdarcia, ale w egzemplarzach po 1993 szybciej niż przed liftingiem zaczęła pojawiać się korozja. W210, czyli Okularnik, to już równia pochyła. Dziś takie auto kupimy taniej od zostawiającego cztery ślady (nie brakuje takich egzemplarzy w Polsce) Balerona. W211 zyskał na jakości – na pewno pod względem zabezpieczenia antykorozyjnego – ale ma też swoje za uszami. W212 z kolei jest nadal świeżym autem, ale od momentu prezentacji podoba się chyba tylko niemieckiemu emerytowi. Wreszcie nastała era W213. Czuć świeży powiew, widać zmiany, a Ty pewnie chcesz przekonać się jakie jest to auto?

fot. mat. prasowe

Mercedes Benz E220d 9G-Tronic - wnętrze

Przed kierowcą znajduje się ciekłokrystaliczny ekran, a obok niego… drugi ciekłokrystaliczny ekran.


Pierwsze spojrzenie na E-klasę i… kurcze już gdzieś to widziałem. No tak. Mniejsza C-klasa wygląda w zasadzie identycznie. Jest jedynie ciut mniejsza i… ładniejsza? Tak, chyba tak. E-klasa, z racji swojego przeznaczenia, została designersko przytemperowana. Ale i tak jest o wiele lepiej niż w poprzedniku, który przypominał głaz stojący gdzieś w środku lasu. Warto dodać, że obecna generacja schudła w stosunku do głazu o 100 kilogramów. Udało się to uzyskać dzięki zastosowaniu aluminium – wykonane z niego są: maska, błotniki, pas przedni oraz klapa bagażnika. Wracając do designu, świetnie wyglądają tylne lampy, ale prawdziwy majstersztyk to przednie reflektory składające się aż z 84 sterowanych cyfrowo – bez siłowników – diod LED (sprawdza się to genialnie w trasie gdzir droga przed autem jest perfekcyjnie doświetlona).

fot. mat. prasowe

Mercedes Benz E220d 9G-Tronic - z tyłu

Świetnie wyglądają tylne lampy, ale prawdziwy majstersztyk to przednie reflektory.


Nie ma jednak sensu za długo skupiać się na walorach zewnętrznych auta. Ładne felgi od AMG, wspomniane lampy i chyba na tym koniec. Ta limuzyna naprawdę nie wzbudza – przynajmniej w tej tonacji kolorostycznej – specjalnego zainteresowania. Wysiadając na stacji benzynowej gdzieś za Piotrkowem Trybunalskim, wśród tłumu młodych japiszonów gnających na spotkania swoimi Octaviami, nie zauważyłem, żeby którakolwiek głowa się odwróciła. Nie stało się też tak pod marketem w Rybniku, ani pod hotelem. E-klasa nie wygląda bowiem na… E-klasę. Inaczej jest na szczęście w środku. Tutaj efekt „WOW” zapisać należy dużymi literami i jeszcze podkreślić!

fot. mat. prasowe

Mercedes Benz E220d 9G-Tronic - przód

Maska, błotniki, pas przedni oraz klapa bagażnika wykonane są z aluminium.


Przede wszystkim podziwiam odwagę producenta, że zdecydował się na taki ruch – w końcu E-kasę kupują najczęściej nobliwi panowie. O czym mowa? Ano o tym, że wnętrze jeszcze kilka lat temu zakwalifikowałbym jako wzięte żywcem z „Opowieści o Pilocie Pirxie” Stanisława Lema. Zresztą chyba nawet sam mistrz nie przewidział, że auta przyszłości mogą tak wyglądać. Przed kierowcą znajduje się ciekłokrystaliczny ekran, a obok niego… drugi ciekłokrystaliczny ekran – oba liczące po 12,3 cala schowano pod kontrowersyjnym daszkiem. Co najważniejsze, danymi wyświetlanymi na obu ekranach (tak, przed kierowcą też) można dowolnie cyrklować. Chcesz mieć prędkość i spalanie oraz mapę trasy przed sobą? Żaden problem. W tym czasie na drugim ekranie wyświetlisz sobie np. teledysk ulubionej piosenki (na postoju oczywiście) lub włączysz wyszukiwarkę internetową.

fot. mat. prasowe

Mercedes Benz E220d 9G-Tronic - z boku

Nie ma sensu za długo skupiać się na walorach zewnętrznych auta. Ładne felgi od AMG, lampy i chyba na tym koniec.


Obsługa multimediów odbywa się za pośrednictwem dotykowego pada i niezależnie umieszczonego pokrętła. W BMW czy Audi wystarczy jedno pokrętło z rysikiem. Tu producent trochę przekombinował – w trakcie jazdy zmiana ustawień bardzo odrywa wzrok od drogi. Na kierownicy natomiast Mercedes zastąpił tradycyjne przyciski dwoma malutkimi joystickami dotykowymi i muszę powiedzieć, że zmiana ustawień dla kierowców, którzy mają wiecznie ciepłe ręce (np. dla mnie) to istne utrapienie – czasami dopiero za czwartym przesunięciem przechodziłem między funkcjami. Z przyjemnych dodatków wymienię za to oświetlenie ambientowe, które nie męczy oczu oraz fakt, że poza doznaniami wzrokowymi producent przygotował też doznania zapachowe – w schowku znajduje się flakonik z perfumami, z którego sączy się delikatny aromat przez 6 okrągłych wywietrzników.

fot. mat. prasowe

Mercedes Benz E220d 9G-Tronic - kokpit

Obsługa multimediów odbywa się za pośrednictwem dotykowego pada i niezależnie umieszczonego pokrętła.


Kończąc temat wnętrza Mercedesa warto podkreślić, że jak z zewnątrz bardziej przypomina on mniejszą C-klasę, tak w środku łatwo E-klasę pomylić z większą S-ką. Tyle tylko, że w testowanym średniaku klasy wyższej ilość miejsca optycznie nie powala. Na szczęście po zajęciu miejsca w wygodnych fotelach czy na równie wygodnej kanapie odczucia są zdecydowanie pozytywne – spokojnie mieści się głowa, nogi i tułów. Chociaż nie wiem czy w niżej pozycjonowanym Fordzie Mondeo nie ma przypadkiem więcej przestrzeni… I najważniejsze. Wykonanie. Pewnie jesteście ciekawi, czy Mercedes odrobił lekcje po zbyt plastikowych A- i C-klasach. No niestety, moim zdaniem do poziomu Audi, BMW czy Volvo jeszcze trochę brakuje. Aluminiowa listwa pod mocniejszym dotykiem skrzypi, a fortepianowy plastik przy przebiegu 30 tys. km (tyle miał testowany egzemplarz) był już porysowany jak nieszczęście. Nie tego chyba oczekuje zamożny klient od auta za ponad 195 tys. zł (w totalnej podstawie).

fot. mat. prasowe

Mercedes Benz E220d 9G-Tronic - z przodu i boku

Auto kosztuje prawie 350 tys. zł.


Pewnie myślicie skąd ten tytuł? Cóż, Mercedes to w pełni zautomatyzowana maszyna do ultrawygodnego podróżowania, a większość imponującej technologii inżynierowie upchnęli w niewidoczne gołym okiem bebechy konstrukcji samochodu. Zanim więc przejdę do samej jazdy, skupię się na urządzeniach dbających o bezpieczeństwo kierowcy i pasażerów auta. Po włączeniu wszystkich asystentów można bowiem dojść do wniosku, że E-klasa jest świadomym uczestnikiem ruchu drogowego. Pilnowanie zadanego pasa ruchu, czytanie znaków, system samoczynnego zatrzymania po wykryciu zagrożenia czy kamery wokół auta monitorujące każdy jego ruch już chyba nikogo nie zdziwią. Mercedes potrafi jednak o wiele więcej. Ominie na przykład roboty drogowe i nie potrzebuje do tego wyraźnego oznakowania w postaci pasów (oblicza sobie przestrzeń niezbędną do bezpiecznego manewru). Potrafi też wykryć przechodnia wbiegającego na drogę czy auto wyjeżdżające z ulicy podporządkowanej i w porę zareagować. Ba, umie nawet mrugnąć światłami w stronę nieprawidłowo jadącego auta z przeciwka. Ale to nadal nic. Mercedes, za pośrednictwem tych wszystkich systemów i czujników, potrafi jeździć sam. Dosłownie! Wystarczy raz na jakiś czas musnąć kierownicę ręką, żeby wiedział (jak to brzmi…), że kierowca kontroluje sytuację przed autem (w przeciwnym razie E-klasa zatrzyma się). Mam też dobrą informację. Wszystkie te systemy można wyłączyć. Ufff!

No może poza tymi systemami, które dobrze, że są i dobrze, żeby działały przez cały czas. Mowa o systemie pomagającym wrócić na pas po gwałtownym ominięciu przeszkody czy wreszcie – systemie włączającym się tuż przed nieuchronnym już wypadkiem. E-klasa w dramatycznej chwili przygotuje się do uderzenia; rozpocznie procedurę maksymalnego wyhamowania, zaciśnie mocniej pasy, wyemituje specjalny dźwięk na milisekundy przed uderzeniem, żeby odgłos gniecionej stali i rozbijanych szyb nie spowodował uszkodzenia słuchu, a w razie uderzenia bocznego, szybko dopompuje boczek fotela po stronie, w którą uderza inne auto lub przeszkoda. Słowem prawdziwa forteca. Imponujące, naprawdę.

No dobra, bo już się tak rozpisałem, a tu przecież jeszcze trzeba opowiedzieć o wrażeniach z jazdy. Egzemplarz, którym jeździłem wyposażono w zawieszenie pneumatyczne – można więc nieznacznie zwiększyć prześwit jednym przyciskiem umieszczonym na tunelu środkowym. Natomiast najważniejsze jest zupełnie co innego. Mam na myśli bajkowe wręcz wrażenia z jazdy. Samochód, jeśli tego chcemy, płynie po drodze, jakby w ogóle nie było dziur, a po przejściu na ustawienia sportowe dostarcza takich wrażeń, że nie chce się z niego wysiadać. Utwardzający się układ kierowniczy jest przy tym jednym z pewniejszych, z jakimi miałem od dawna do czynienia. Zawieszenie, nawet jak ustawia auto do kolejnego ostrego zakrętu, nie traci prawie nic ze swojego komfortu.

Do akompaniamentu mamy tu do czynienia ze świetnym silnikiem. 220d – phi, co to jest powiesz. Ale uwierz mi na słowo, że wystarczy. 194 KM i aż 400 Nm pchają ten samochód bardzo wartko do przodu, a jedyne, czego mi tu brak to szybka skrzynia biegów. 9 przełożeń leniwie przełącza bieg za biegiem – myślę, że ma to na celu zachować jak najdłuższą żywotność przekładni. I w sumie nie ma w tymi nic złego. E-klasa to nie samochód wyścigowy. To luksusowy jambo-jet to pokonywania ogromnych odległości za jednym zamachem. A można jechać i jechać. Ja trasę Warszawa-Rybnik-Warszawa pokonałem na jednym baku i miałem jeszcze naprawdę spory zasięg. Myślę, że do Białegostoku bym spokojnie dojechał. Średnio E-klasa zużyła bowiem na autostradach i drogach szybkiego ruchu tylko 6,6 litra.

Podsumowując. Krótko i na temat – Volvo S90 jest lepsze, sorry. Ale Mercedes E-klasa to bardzo dobry samochód, dający mnóstwo frajdy z jazdy, do tego wygodny. Gdyby nie wykończenie, któremu jeszcze ciut brakuje, bardzo skomplikowana i nieintuicyjna obsługa oraz trochę za wolna skrzynia biegów byłby ideał. A tak, z ceną prawie 350 tys. zł za prezentowany egzemplarz pozostaje pewien niesmak. Nieduży, bo i punktacja jest prawie pełna, ale jednak…

oprac. : Adam Gieras / Motoryzacyjnie Pod Prąd Motoryzacyjnie Pod Prąd

Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ

Komentarze (0)

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: